czwartek, 7 sierpnia 2014

Rozdział 13: W cztery oczy z wrogiem

Faith obudziła się z piekielnym bólem głowy. Początkowo myślała, że to kac, jednak w miarę wpatrywania się w śnieżnobiały sufit, zaczęły wracać do niej wspomnienia. Musiała zemdleć ze strachu po czyimś włamaniu się do jej domu. Jednak dlaczego wciąż żyła? Każdy, inteligentny złodziej zamordowałby ją w pierwszej kolejności.
Siedemnastolatka potarła skronie i rozejrzała się dookoła, aby upewnić się, czy wszystko jest w początku. Gdy tylko ujrzała otoczenie, przeszła ją nagła fala strachu. Nie, nic nie jest w porządku, pomyślała. Biała pościel, bez żadnego wzoru; ciemnobrązowe, nowoczesne meble; ciemnofioletowe ściany w dziwne, pozłacane wywijasy.. To zdecydowanie nie był jej dom. Skąd się tu znalazła? Przełknęła nerwowo ślinę, zdając sobie sprawę z tego, że złodziej musiał ją porwać - dla torturowania jej lub sprzedania prawie jak niewolnicę, do domu publicznego zagranicą. Przecież tak dużo czytała o takich przypadkach w gazetach, to mogło trafić się i jej.
Dziewczyna przyjrzała się lepiej pomieszczeniu, analizując jego wygląd. A pokój, w którym się znajdowała był bardzo duży i wysoki. Znajdowało się w nim wiele, niezastawionego przez meble miejsca. Na dodatek cała lewa ściana była jednym dużym oknem, z wyjściem na balkon, co tłumaczyło wszechogarniającą ten pokój jasność. Na prawo widniał biały, nieco obdarty, staroświecki kominek, który kompletnie nie pasował do tego wnętrza. Z pewnością był jakimś antykiem.  
Faith sięgnęła do kieszeni swoich spodni, jednak były całkowicie opróżnione. Rozejrzała się jeszcze raz, tym razem w poszukiwaniu telefonu. Gdzie on jest, gorączkowała się w myślach, musi gdzieś tu być. Przecież nikt nie mógł go zabrać. Wezbrała się w niej paniczna potrzeba zdobycia swojej komórki, musiała skontaktować się z kimś, kimkolwiek, choć najchętniej wybrałaby numer na policję.
Zaczęła zaglądać do każdej osobnej szuflady czy półki, a nawet i pod łóżko. Niestety na próżno, bo nic nie znalazła. Jej telefon przepadł. Z pewnością ten ktoś, kto ją tu przyprowadził, musiał go zabrać. Przewidział, że będzie chciała wkrótce po przebudzeniu skontaktować się z kimś i uciec. 
Zrezygnowana dziewczyna usiadła na krańcu łóżka i podciągnęła nogi pod brodę. Zastanawiała się, czy ma tu umrzeć z samotności i nudów, czy może ktoś ją w końcu odwiedzi. Oprócz podstawowych mebli, nie było tu zupełnie nic, nawet telewizora, a więc mogła jedynie czekać na jakiegoś wybawcę.
Jak na zawołanie, mahoniowe drzwi otworzyły się, z cichym skrzypnięciem. Za nimi pojawiła się blondynka o poważnym wyrazie twarzy. Mimo tego, wydawała się być niesamowicie piękna. Była dobre dziesięć centymetrów niższa od Faith, ale jej twarz i figura wyrównywały ten brak. Nieznajoma wyglądała mniej więcej na kogoś właśnie w jej wieku, chociaż Devoux nie zamierzała brać tego za pewnik, bo z doświadczenia wiedziała, że będąc wampirem, mogła być nawet średniowieczną księżniczką. Miała bardzo jasną cerę, a oczy tak niebieskie i zarazem lodowate, jak Ocean Arktyczny. Prosta "mała czarna" uwydatniała jej kobiece kształty, idealnie opinając się na biodrach i piersiach, które można było nazwać ideałem dla mężczyzny dwudziestego pierwszego wieku. To było wręcz pewne, że jej wygląd wywołałby zazdrość nawet Marylin Monroe, a co dopiero jej samej, będącej zwykłą, szarą Angielką z łamliwymi włosami, piegami na nosie i nieproporcjonalną budową ciała.
- Ty pracujesz dla tego, kto mnie porwał, tak? - zapytała z uprzejmością w głosie, próbując nie podpaść blondynce. Była jej jedyną szansą na wolność. - Wiesz może dlaczego tu jestem?
- Młoda damo - zaczęła całkowicie bezuczuciowym tonem dziewczyna, godnym wysoko postawionego urzędnika - wiedz, że nikt cię nie porwał, a jedynie jesteś tu ze względów kulturowych. - Faith zmarszczyła brwi, zdając sobie sprawę z tego, że rozumie jeszcze mniej niż przed zadaniem swojego pytania. Co miały niby oznaczać względy kulturowe?
- Nie rozumiem.. - wyznała cicho, starając się nie patrzyć w te lodowate oczy. Krył się w niej strach, że jeśli to zrobi chociaż raz, od razu zginie. Jej rozmówczyni zdecydowanie nie była dobrą osobą.
- Nie musisz niczego rozumieć, śmiertelniczko. Ważne, abyś trzymała się z dala od mojego narzeczonego!
Szatynka nieco się przygarbiła, czując jak wzrok blondynki wypala w jej ramieniu ogromną dziurę. To musiała być jakaś pomyłka. Nikomu nigdy nie wadziła i wbrew oskarżeniom, trzymała się z daleka od wszelkich osobników płci męskiej. Chciała to jak najszybciej wyjaśnić.
- Ale ja.. - próbowała się odezwać, lecz bezskutecznie. Blondynka ją wyprzedziła:
- Jeszcze jedno słowo, a urwę ci język i go zamarynuję w twojej krwi! - ryknęła, strącając elegancki wazon z komody. Rozległ się trzask tłuczonej porcelany. Devoux czuła, jak jej człowieczeństwo jest spychane na krawędź przepaści. To było doskonale widać, że nieznajoma gardziła nią i jej rasą. - Nie masz prawa głosu! 
W tym samym czasie, drzwi otworzyły się tak, jakby ktoś został zaalarmowany o właśnie narastającej agresji dziewczyny. Gdy się tylko zamknęły, ukazała się młoda i znajoma blondynka, prawie przyprawiając swoją obecnością, Devoux, o zawał serca. Nie mogła w to uwierzyć. Stała przed nią sama Rebecca Clayton, szkolna cheerleaderka. Miała na sobie tradycyjny strój licealnej drużyny i włosy związane w kucyka wysoko na głowie. Jej oczy były puste, jednak na twarzy malował się senny uśmiech. Wyglądała tak, jakby była pod wpływem jakiejś hipnozy.
- Pani, czy ci pomóc? - zapytała swoim słodkim głosem, wpatrując się w, najprawdopodobniej, wampirzycę, niczym w zaczarowany obrazek. Zupełnie nie była podobna do siebie.
- Ach, właśnie, zapomniałabym. Poznaj Beccę, to ona mi pomogła dostać się do twojego domu. Podobno jesteście najlepszymi przyjaciółkami.
Faith zamrugała oczami w niedowierzaniu. Czyli miała rację, osiemnastolatka była zahipnotyzowana. Devoux wiedziała, że niektóre istoty są wredne, jednak to było już dla niej przegięciem. Jak ona mogła mieszać w tą całkowicie pomyloną sprawę, osobę trzecią? Nie mówiąc już o tym, że jej relacje z tą lalunią nawet nie były przyjazne! Bo czy można mówić o zwykłym kumplowaniu się, gdy ta druga osoba co chwilę wpatruje się w nią z nienawiścią i pogardą? Nie, zdecydowanie nie.
***
Evan przechadzał się lasem, czekając na swoją ulubioną godzinę w nocy, o której to zawsze zaglądał do pokoju Faith, aby przyjrzeć się jej w stanie spoczynku. I choć zgrywał drania, czuł do niej pewnego rodzaju sympatię. Była dobra i miała ogromne serce. Chciała szczęścia każdej osoby wokół siebie. W końcu świadczyła o tym jej obietnica, miała przywrócić jego rodzinę. Co prawda nie zupełnie bezinteresownie, ale ze swoimi mocami była w stanie przywrócić jedynie swoją matkę, a jego tak, czy tak wygnać z miasta.
Zakręcił koło drzewa, przy którym jakiś czas temu ją dopadł. Wciąż czuł na swoim języku posmak jej krwi. Była tak dobra, tak życiodajna. Była dla niego niczym narkotyk, od którego uzależnił się już przy pierwszym razie. Teraz, gdy minęło tyle godzin od ostatniego pożywienia się, czuł jak jego kły drętwieją. Zastanawiał się, czy gdyby złożył teraz wizytę szatynce, przyjęłaby go i nakarmiła? To była naprawdę słodka perspektywa na przyszłe chwile.
Wyszedł z lasu, przez co jego oczom ukazał się niewielki, brązowy domek, wybudowany w starym stylu. Doskonale pamiętał jak mieszkała tu jeszcze Geraldine Devoux. Była bardzo podobna do swojej wnuczki, nie tylko równie piękna, ale też jak ona, walczyła w służbie dobra i rodziny.
Wampir zauważył, że tym razem okno w sypialni jest zamknięte. Dziwiło go to, ponieważ było dziś niezmiernie duszno i zwykły śmiertelnik potrzebował dopływu świeżego powietrza. Forester objął wzrokiem cały dom, powoli analizując każdy jego szczegół. Musiał znaleźć jakieś inne wejście do środka, w końcu komuś takiemu jak on nie przystawało pukać do drzwi, aby zostać grzecznie wpuszczonym.
W pewnej chwili zauważył w krótkiej odległości od siebie, leżące na ziemi kawałki szkła. Podszedł do nich i wziął jeden do ręki, po czym dłonią zbadał jego fakturę. To zdecydowanie szyba, pomyślał. Spojrzał zatem do góry i ku jego przypuszczeniom, ujrzał wybite okno. Najprawdopodobniej łazienkowe. Wydawało się być to dla niego dziwne. Normalni ludzie nie wybijali okien dla zabawy. Może nastąpił jakiś wybuch? Nie, zdecydowanie to nie był wybuch. Przecież dom by się już palił. Mężczyzna donośnie westchnął, po czym mocno odbił się od ziemi i wylądował na dachu, zaraz obok okna. Zręcznie wspiął się na parapet i wkroczył do środka, uważając na wciąż sterczące kawałki z okna, którymi mógłby się skaleczyć lub rozciąć swoją nową, skórzaną kurtkę.
Tak jak się spodziewał, odnalazł znaki walki. Potłuczone lustro, porozrzucane na płytkach kosmetyki.. Na dodatek na ścianie mieniła się czysto czerwona krew, a drzwi do łazienki były wyważone. Evan nerwowo oblizał wargi, szukając większej ilości poszlak, które pomogłyby mu wskazać sprawcę tego wydarzenia.
Po chwili nerwowego rozglądania się, jego wzrok spoczął na umywalce, w której spoczywało szkło z lustra. Widział pod nim czerwone przebłyski, które coś oznaczały. Pośpiesznie zgarnął niepotrzebne elementy, a jego oczom ukazał się wypisany krwią napis: Twoja Brittany. Doskonale czuł, że to nie była krew wampirza, a krew.. Faith. I gdyby nie to, że był martwy, to spostrzeżenie, byłoby w stanie doprowadzić go do zatrzymania akcji serca, bo Brittany nie była kimś, kogo można było lekceważyć.
Doskonale znał tą dziewczynę, była jego daleką kuzynką. Kiedy był jeszcze pięciolatkiem, rodzice zaręczyli go z nią. Taka była tamtejsza tradycja, która w starych wampirzych rodach, wciąż była utrzymywana. Nie chodziło tu głównie o pokrewieństwo, ale o ten sam dzień narodzin. To oznaczało, że byli sobie przeznaczeni. Młody chłopak nie miał nawet nic do gadania, choć w tym wieku nie przeszkadzało mu to nawet. Britanny była miła i przyjaźnili się.
Wszystko zmieniło się dopiero, gdy wyjechała i wróciła dopiero kilka miesięcy po Drugiej Wojnie Światowej. Chciała rozpocząć swoje życie od nowa, zapragnęła małżeństwa. Evan nie zgodził się, był już całkowicie odmienionym stworzeniem. Nie wierzył już nawet w miłość. W końcu minęło ponad trzysta lat od ich poprzedniego spotkania. Co miał powiedzieć? Tak się cieszę, że wróciłaś kochanie? To nie było w jego stylu.
A teraz wróciła ponownie i nienawidził jej jeszcze bardziej niż ostatnio, po tym, gdy zdemolowała mu ze złości dom, bo odrzucił jej propozycję. Tym razem porwała Faith, nawet nie wiedział dlaczego. Nawet się jeszcze nie zdążyli spotkać, więc co ta mała czarownica miała do tego? Poza tym musiał ją odbić, za wszelką cenę, choćby miał nawet zabić swoją byłą narzeczoną. Była dla niego ważniejsza niż wszystko inne, była mu potrzebna. W końcu miała mu pomóc w spotkaniu się z rodziną.

Od autorki: Taka długa przerwa opłacała się, bo jak dla mnie, ten rozdział jest niesamowity. Nie miałam pomysłu na kontynuację opowiadania, dopóki wczoraj przypadkowo nie przyszedł mi do głowy znakomity pomysł z narzeczoną Evana. Za chwilę już zaczynam pisanie czternastki, więc możliwe, że pojawi się już w ciągu trzech dni. :)

4 komentarze:

  1. Napisze tak : rozdział mi sie bardzo podoba , ta narzeczona i tak dalej , ale brakuje mi tylko Zayna i Faith ! , jakiś dialog ich wspólny itp. Więc czekam z niecierpliwością na nastepny rozdział <33

    OdpowiedzUsuń
  2. Masz rację, rozdział jest znakomity, bardzo mi się podoba. <3 Jeje w ciągu 3 dni, to wspaniale! Ciekawe czy zabije swoją, narzeczoną. Nie no już się nie mogę doczekać. Pozdrawiam. ;*** <3

    OdpowiedzUsuń
  3. Cudownyy *.* Obyś dodała chociaż do 12 ;D Nie mogę się doczekać ! :)

    OdpowiedzUsuń

Obserwatorzy