Niebo płakało wraz z nią, ponieważ krople deszczu donośnie odbijały się od okien salonu. Faith czuła, że pozostała jej tylko jedna rzecz - zemsta. Musiała pomścić matkę. Nawet wiedziała już jak. Kobieta jeszcze nie powiedziała jej o sile, która znajdowała się w niej, jednak uświadomił ją o niej już anioł. Była bytem nadprzyrodzonym, czarownicą. Co prawda, nie znała jeszcze ani jednego zaklęcia, ale wiedziała, że potrafi władać żywiołami. W końcu wydarzenie z dzisiejszego poranka samo mówiło za siebie - ogień jej słuchał, czerpała z niego moc. To musiało się udać.
Devoux wstała, choć wiedziała, że w tym stanie siad był dużo lepszą i stabilniejszą pozycją dla niej. Trzymała się ledwo na nogach. Była słaba i zrozpaczona. W każdej chwili mogła upaść. Jednak mimo tego, zaczęła iść w stronę komody, która znajdowała się zaraz obok drzwi. Leżały na niej zapałki. Wzięła je i wsadziła w tylną kieszeń spodni. Wypełniała ją nienawiść. Czuła jak boli ją każda część jej ciała, jednak nie był to zły ból. To był dobry ból, wręcz miły i przyjemny. Nadawał jej moc. Nie wiedziała, co się z nią dzieje, jednak nie zamierzała przestać. Pociągnęła za klamkę drzwi i opuściła budynek. Zaczęła biegnąć w doskonale znanym jej kierunku. Musiała się znaleźć w szkole, teraz, właśnie w tej chwili. Intuicja wyraźnie podpowiadała jej, że tylko tam odnajdzie Evana. Chciała sprawić mu jeszcze większy ból niż ten, który odczuwała.
Nawet nie wiedziała, w którym momencie zaczęła biec przez las, na skróty, a łzy znów spływały po jej twarzy. Nawet nie wiedziała dlaczego zamierza to zrobić, przecież nigdy nie była mściwa. Nie szukała satysfakcji. Powinna pochować matkę z godnością, a ona zamiast tego dążyła do zemsty i zniszczenia drugiej osoby. Zatrzymała się i oparła o jedną z sosen. Nie było już w niej złości. Była zrozpaczona, a emocje rozdzierały ją od środka tak, jakby miały za chwilę ją zabić.
Pociągnęła nosem, odgarniając mokry kosmyk ciemnych włosów z twarzy. Była przemoczona i nieświadoma swoich poczynań. Nie wiedziała co się z nią dzieje, raz odczuwała szarpiące jej serce współczucie, raz przesłaniającą rzeczywistość chęć do zabijania. Nigdy wcześniej nie zdarzało się jej coś tak podobnego. To było zupełnie tak, jakby siedziały w niej dwie osoby. Chociaż może to ludzkie, przecież wiele osób w książkach, które przeczytała po doznaniu dramatu doznawały rozdwojenia jaźni lub jakiegoś innego rozstrojenia psychicznego. Przestało padać. Nastolatka zaczerpnęła głęboko powietrza i zamknęła oczy. W tej samej chwili usłyszała szelest mokrych liści na mchu. Poczuła również ostry dym papierosowy.
Otworzyła zmęczone oczy i prychnęła. To było takie oczywiste. Przed nią stał znajomy jej wampir, ubrany w czarny sweter, czarną, skórzaną kurtkę, czarne, przylegające do szczupłych nóg spodnie i czarne, idealnie lśniące buty. Jego włosy tradycyjnie były postawione do góry, a na twarzy krył się ironiczny uśmieszek. Nawet nie musiała go szukać. Sam prosił się o śmierć.
- Co tu robisz? - spytała siedemnastolatka, z powracającą, złością w swoim głosie, która była tak wyraźna, jak nigdy przedtem.
Forester zmrużył oczy i wydął usta. Wiedział, że coś jest nie tak. Dziewczyna miała podkrążone i zapłakane oczy. Najwidoczniej coś musiało nie pójść po jego myśli.
- Stoję, nie widzisz? - odpowiedział, nie kryjąc się ze swoim coraz bardziej narastającym, podłym uśmiechem. W końcu musiał jakoś ukrywać swoją obawę.
- To ty? - ponownie spytała Faith, robiąc kilka odważnych kroków do przodu, w kierunku mężczyzny. Nie miała już nic do stracenia. Jeśli to nie on polegnie tego dnia, a ona, przynajmniej zazna spokoju u góry, przy mamie i babci.
- A co jak ja, panienko? - zapiszczał wysokim głosem Evan, niczym aktorka komediowa, w celu wywołania śmiechu u widowni. Jednak w tych okolicznościach, śmiał się tylko on. Lubił doprowadzać ludzi do złości, a nawet i rozpaczy. Zwłaszcza, kiedy czuł nad nimi przewagę, a nad tą młodą "następczynią" Harry'ego Pottera z pewnością ją miał. W końcu co ona wiedziała o swojej naturze? Kompletnie nic, a on mógł zabawiać się nią, jak tylko mógł.
Faith zacisnęła zęby i wbiła paznokcie w nasadę swojej dłoni. Szukała mocy w naturze, jednak nie mogła jej odnaleźć. Najwidoczniej woda nie była sprzyjającym jej żywiołem. Forester pokręcił głową i teatralnie westchnął, po czym wyrzucił, wciąż rozżarzonego, papierosa za siebie.
- Nie mów tylko, że będziesz zaraz płakała - dodał, przekrzywiając na bok głowę i robiąc dobrze wyćwiczoną minę smutnego dziecka, które zaraz miało się rozpłakać. Zdecydowanie zbyt wiele czasu w życiu spędzał w teatrze.
Faith rozejrzała się dookoła, nie wiedziała jakim cudem wszystko wokół stało się suche, nawet mimo wcześniejszego opadu. Wyglądało to tak, jakby ten las nie doznał przyjemności deszczu przez co najmniej kilka miesięcy. Nagle jej wzrok wylądował na papierosie i trawie, która wokół niego dymiła. Pojawił się płomień, który szybko narastał. Oczy Evana się rozszerzyły, kiedy zorientował się, jaki jest cel uwagi nastolatki. Kiedy zauważył płomienie, które powoli dobierały się do nogawek jego spodni, przemieścił się kilka metrów dalej. Spojrzał na Faith. Jej oczy stały się puste, a ręce zawisły w powietrzu tak, jak do uścisku. Ogień się rozrastał dookoła. Pochłaniał coraz większe przestrzenie wyschniętej trawy i mchu, prawie już dotykał drzew. Nagle dookoła zaczął szaleć wiatr, zapalone liście zaczęły się unosić.
- Hej, hej, dziewczyno, opanuj się. Spalisz nas - ostrzegł ją Evan. Cała sytuacja zaczęła go już przerastać. Wiedział, że z ogniem nie ma żartów.
Faith spojrzała na niego. Jej oczy tym razem były już pełne uczuć, zwłaszcza tych złych. Nienawiści, gniewu, chęci zemsty. Zdecydowanie nie była już sobą. O ile bycie sobą oznaczało dawne zachowanie Faith.
- Zabiłeś moją matkę! - wykrzyknęła szatynka, poruszając rękoma w dziwny, starożytny sposób. Wydawało się to bezsensowne, ale intuicja jej podpowiadała, że tylko tymi gestami zapanuje nad swoją mocą.
Nagle płomienie w tajemniczy sposób okrążyły Evana, a wiatr mimo, że unosił wciąż zapalone liście, zachowywał je w bezruchu. Całkiem tak, jakby stanął w miejscu. Wampir przełknął głośno ślinę. Wiedział, że jest w potrzasku. Zadziwiła go również podana przez dziewczynę informacja. Nie miał pojęcia, że jej rodzicielka jest martwa. Zastanawiało go nawet to, kiedy się to stało. Przecież prawie cały czas miał na nią oko.
- To nie ja - powiedział na tyle spokojnie, na ile pozwalał mu jego temperament. Wiedział, że nie może znów się zachowywać jak wredny dupek, nawet mimo tego, że miał ochotę wyrwać serce prosto z piersi nastolatki.Chciał utrzymać i ją, i siebie przy życiu. Tylko ona mogła mu pomóc. Musiał najpierw przywrócić na Ziemię rodzinę, dopiero potem mógł się zająć mordowaniem znienawidzonego klanu.
- Kłamiesz! - wykrzyknęła z siłą całych swoich płuc nastolatka, a ognisty krąg podniósł swe granice.
Evan w tej chwili widział już tylko płomienie. Źle się czuł, było mu słabo. Wampiry nie za dobrze znosiły towarzystwo ognia. Były podatne na jego siłę, mógł je zniszczyć tak, jak każde inne stworzenie w całym wszechświecie. A po spłonięciu nie ma już nic, tylko bezgraniczna pustka.
- Faith, to nie ja! Przysięgam!
Nagle płomienie się obniżyły, a Forester był w stanie ujrzeć twarz dziewczyny, jednak cały czas nie mógł wyjść z zaczarowanego obszaru.
- Dlaczego miałabym ci wierzyć? Skrzywdziłeś mnie już nie raz - oznajmiła Devoux z niesamowitym spokojem i opanowaniem. Tym razem intuicja podpowiadała jej, że mężczyzna nie kłamie, jednak chciała usłyszeć uzasadnienie prosto z jego ust.
- Mam po prostu interes w twojej mocy, a tylko matka mogła ci pomóc ją opanować. Teraz będę musiał ci znaleźć jakąś nową nauczycielkę.
W tej samej chwili ręce dziewczyny opadły, wraz z ogniem. Dopiero w tej chwili okazało się, że nic nie zostało spalone. To była tylko magiczna sztuczka, która mimo wszystko i tak mogłaby zajść za daleko, gdyby nie stanowisko wampira.
- Słucham? - spytała sucho Faith, zakładając rękę na rękę. Nie za bardzo widziała jej się pomoc wampirowi. Miała nadzieję, że mimo opuszczonych "krat więzienia", Evan nie będzie starał się uciec. Ona i tak była w stanie go dopaść. W końcu stał za nią ogień.
- Musisz mi pomóc odzyskać rodzinę.
- Niby jak?
- Jesteś potomkinią czarownicy, która ich uwięziła po drugiej stronie. Przejdziesz tam i pomożesz mi ich tu sprowadzić - wyjaśnił dokładnie i powoli mężczyzna. Dziewczyna uniosła brwi, nieco zdziwiona, że Ophelia była jej krewną, a na dodatek czarownicą. Myślała, że była tylko duchowną. Poza tym, Faith nie wiedziała, że jest zdolna do aż takich czynów, jak wskrzeszenie. Nie miała pewności, czy też całe przedsięwzięcie się uda. Potęga magii była ogromna, jednak nie opanowała jej nawet w najdrobniejszym stopniu. Zastanawiało ją również to, jaki był w tym wszystkim haczyk.
- A jaką niby będę miała z tego korzyść, co? Zabijesz mnie po wszystkim?
- Sprowadzisz matkę, może nawet babcię, a ja opuszczę miasto - odpowiedział spokojnie chłopak, robiąc kilka kroków w stronę dziewczyny. Chciał, aby mu zaufała.
Faith cicho westchnęła i podeszła do bruneta tak blisko, że o mało co nie stykali się swoimi nosami. Evan wyglądał bezradnie, a jego oczy były szczere. Widać, że zależało mu na rodzinie. Z tego co niedawno czytała, zostali spaleni. To było normalne, że za nimi tęsknił. Devoux lekko się do niego uśmiechnęła. Wydawało jej się, że nie kłamie, dlatego postanowiła, że mu pomoże.
- Zgoda - odpowiedziała, po czym odwróciła się na pięcie i odeszła dumna z tego, że teraz to ona rozstawia karty.
Od autorki: I oto nareszcie rozdział, do którego pisania nie mogłam się zebrać. Jednak, gdy już zaczęłam, szło mi gładko. Chciałabym Was poinformować o tym, że nie będzie mnie przez najbliższe 12 dni ze względu na wyjazd wakacyjny do Turcji. Obiecuję, że będę tam pisała rozdziały i już kilka dni po powrocie coś dodam. Dziękuję tak na koniec również za tyle komentarzy pod poprzednim rozdziałem, nie spodziewałam się ich aż tak wielu. Kocham Was! x
Od autorki: I oto nareszcie rozdział, do którego pisania nie mogłam się zebrać. Jednak, gdy już zaczęłam, szło mi gładko. Chciałabym Was poinformować o tym, że nie będzie mnie przez najbliższe 12 dni ze względu na wyjazd wakacyjny do Turcji. Obiecuję, że będę tam pisała rozdziały i już kilka dni po powrocie coś dodam. Dziękuję tak na koniec również za tyle komentarzy pod poprzednim rozdziałem, nie spodziewałam się ich aż tak wielu. Kocham Was! x
Świetny, niesamowity, po prostu cudowny!!! czekam na nexta Dominika :* Zapraszam do mnie http://polishfriends216.blogspot.com/ Mile widziane komentarze :)
OdpowiedzUsuńRozdział świetny, nie odę się doczekać następnego! Uhuh Zayn pewnie coś knuje, ja to czuje. xD
OdpowiedzUsuńNo nic życzę Ci miło spędzonych wakacji! :*
Nie moge sie juz doczekac az wrocisz! Rozdzial jest po porstu swietny! Z taka latwoscia wychodzi ci pisanie rozmow, niektorzy nie maja tak dobrej pisowni :)) Po prostu masz talent i tyle :)
OdpowiedzUsuńTak wiec udanych wakacji i wracaj szybko!
Pozdrawiam *µ*
Wooow miałaś rację.. Dużo się dzieje ^_^ matko... Nir wiem czy na miejscu Faith bym pomogła Malikowi...
OdpowiedzUsuńNIBY chce jej pomóc a tak na prawdę sam nie wie co i jak będzie się rozgrywało.. Miejmy nadzieję, że to wszystko okaże się dla Faith korzystne.. ^_^
ROZDZIAŁ GRNIEALNY!!!!!! xx
Czekam na kolejny rozdział xdd
Miłych i udanych wakacji :-D
@Best_faan_ever
Kurcze no! To jest po prostu per-fek-cyj-ne! Nic dodać nic ująć. Szczególnie przypadł mi do gustu moment, w który Faith była dosłownie minimetr od uwięzienia go w ogniu i zabicia. Być może zabrzmi to trochę chamsko, ale lubię, jak coś się dzieje. I tak wiem, że Zayn kłamie, iż opuści miasto. Naiwna moja ;)) W sensie Faith naiwna. XD
OdpowiedzUsuńUDANEGO POBYTU!!
Bardzo fajny rozdział ((:
OdpowiedzUsuńMiłego pobytu w Turcji ;)
Rozdział perfekcyjny czekam na next
OdpowiedzUsuń