poniedziałek, 10 marca 2014

Rozdział 5: Krwiożerczy taniec

Nagle przed Faith pojawił się przystojny brunet. To był zupełnie ten sam chłopak, który zepsuł jej telefon przed kilkoma minutami. Spodziewała się jego obecności tutaj, jednak nie miała pojęcia dlaczego wyprowadził ją akurat w głąb lasu. Miała nadzieję, że nie ma to nic wspólnego z jej snem. Dziewczyna ogarnęła wzrokiem jego ponurą postać. Czarne, grunge'owe ubrania nadawały mu wyglądu "bad boya", a w jego ciemnobrązowych oczach było zarówno coś dziwnego, przerażającego, jak i pociągającego. Wpatrując się w nie, szatynka nie zauważyła, że zaczęły błyszczeć żywą czerwienią, rozświetlając ciemność niczym dwa płomyki. Znów zadrżała, uświadamiając sobie, że zmiana koloru oczu nie jest czymś naturalnym. Pewne również było, że w ciągu tych kilku sekund, kiedy ona go obserwowała, nie mógł założyć soczewek. To było po prostu niewykonalne. Spojrzała niżej. Kolejną nadnaturalną cechą chłopaka były dwa długie, przeraźliwie białe kły, które wystawały z półotwartych ust. Ich końce wyglądały niczym dwie szpilki gotowe do tego, aby wkłuć się w czyjąś delikatną skórę. Faith odruchowo złapała się za szyję, przypominając sobie kolejne sceny koszmaru. Rzeczywistość była do niego tak podobna, że sama zastanawiała się czy na pewno nie śni. Brunet odciągnął jej dłoń, podziwiając jasną skórę siedemnastolatki, po czym przejechał po niej palcem. Znów zadrżała. Jej serce zaczęło bić jeszcze szybciej, kiedy przyłożył swoje usta do miejsca, w którym znajdowała się tętnica, po czym je czule musnął. Jego dotyk był chłodny, nieprzyjemny. Devoux przymknęła oczy, uświadamiając sobie, że jej najgorsze przypuszczenia okazują się być prawdziwe, a ona nie ma żadnych szans na ucieczkę. Zwłaszcza jeśli chłopak może być tym, który odwiedził ją kilka dni temu w nocy. Musiał dobrze znać jej lęki, a wierząc opowiadaniom Caroline, z pewnością znał jej myśli.
Niespodziewanie, chłodny oddech zniknął z szyi nastolatki, a ona poczuła, że jest wolna. Jednak już po chwili zaczęła słyszeć odgłosy trzeszczących liści i szamotających się stworzeń. Pośpiesznie otworzyła oczy, które automatycznie rozszerzyły się z towarzyszącego dziewczynie szoku. Nie mogła uwierzyć w to co widzi. Dokładnie ten sam lis, którego widziała wczoraj przed swoim domem, atakował nieznajomego bruneta. Był identyczny, a jego oczu również świeciły w odcieniach pomarańczy i czerwieni. Walka nie była wyrwównana. Chłopak robił częste uniki, a zwierzę co chwila lądowało na drzewie z cichym skowytem. Wydawało się, że zamierzenie lisa było celowe - swoim postępowaniem chciał tylko i wyłącznie zmęczyć wroga oraz zmusić go do odwrotu.
Po jednym z wielu ciosów, zwierzę bezwładnie zsunęło się po korze drzewa, opadając na mech. Nie wydało z siebie już żadnego dźwięku, nie poruszyło się również. Akurat w tym samym momencie jego przeciwnik zniknął. Faith rozejrzała się ostrożnie, czy czasem nie czai się za jej plecami, a następnie podeszła do lisa. Wiedziała, że w takim stanie nie pomoże mu zbyt wiele, ale nie chciała zostawiać zwierzęcia w samotności. Chociaż działo się z nim coś dziwnego. Jego łapy zaczęły się wydłużać, ogon zanikał. Długi pysk robił się wklęsły. Sierść zaczęła częściowo znikać, a na głowie, zaczęła wyrastać dłuższa, w odcieniu brązu, która przypominała ludzkie włosy. Całe ciało lisa zaczęło przybierać kształt młodej kobiety. Dziewczyna zamrugała oczami, oglądając przeobrażenie stworzenia. W chwili, kiedy zaczęła ukazywać się jego nagość, zaczęło ono zasłaniać swoje miejsca intymne zgrabnymi, delikatnymi dłońmi. Chwilę później, Devoux zorientowała się, że leży przed nią jej koleżanka z klasy - Samantha. Miała zamknięte oczy, a jej ciało pokrywało mnóstwo ran. O dziwo, zaczęły się one zasklepiać, a już po kilku sekundach, nie było po nich żadnego śladu. Leżąca na ziemi szatynka otworzyła oczy. Była widoczna w nich wszechogarniająca ją panika. Faith chciała coś powiedzieć, jednak czuła się jakby miała zszyte usta. Nie potrafiła wydobyć z siebie żadnego słowa, tylko stała i obserwowała nagą koleżankę.
- Ja.. ja nie wiem co powiedzieć - jęknęła rozpaczliwie Sam, ponownie zamykając oczy. Spod jednej z powiek wypłynęła samotna łza. 
Siedemnastolatka była wystraszona, nie miała pojęcia kim lub czym jest jej koleżanka. Jednak mimo tego była jej wdzięczna, w końcu to ona uratowała jej życie przed nieznajomym. Otworzyła torbę, która wciąż wisiała na jej ramieniu, po czym zaczęła szukać jakichś ubrań, aby móc okryć Samanthę. 
- Uch, nie, nie. Gdzieś tu muszą być moje ubrania.. - westchnęła ciężko, rozglądając się na boki i próbując wciąż jakoś osłonić się rękoma. Devoux również zaczęła się rozglądać. Nie minęło długo, gdy jej oczy natrafiły na kupkę wygniecionych ubrań, spoczywającą pod jednym z drzew. Zgarnęła je, po czym rzuciła je w stronę dziewczyny.
- Nie mów już nic, najpierw się ubierz - oznajmiła, zasłaniając oczy i odwracając się plecami do koleżanki. Ona za to szybko się podniosła i po upływie zaledwie kilku sekund, dotknęła ramię Faith, która przepełniona wrażeniami tego dnia, prawie podskoczyła. - Już? Uch, dobra, to teraz mi może wytłumacz o co z tym wszystkim chodzi. - zaczęła pewnie, odwracając się i krzyżując ręce na piersi. Chciała bezwzględnie poznać prawdę i obiecała sobie, że mimo wszystko nie cofnie się w swoim postanowieniu. Nawet jeśli przy wszystkim miałaby płakać jak małe dziecko. - Jakiś koleś psuje mi telefon, napada mnie w lesie, gdzie zachowuje się jakby chciał mnie zjeść, a potem leśne zwierzątko go atakuje, które okazuje się być moją koleżanką.
- To nie jest takie łatwe jak myślisz - odparła szatynka, opierając się o drzewo. Spuściła wzrok, prosto w ziemię. - Tu nic nie jest łatwe, a to miasto nie jest zwykłym miastem. Tu się dzieją rzeczy, które opisują w książkach, a jednak nikt w nie nie wierzy..
- Mogłabyś nieco jaśniej?
- Wierzysz w istoty nadprzyrodzone? - zapytała szatynka z rudymi końcówkami, podnosząc wzrok. Skierowała go prosto w oczy Faith. Tak, jakby chciała się upewnić, że jej odpowiedź będzie prawdziwa. Jednak ta nie odpowiedziała. Zadziwiało ją to, że dziewczyna umiała mówić o tak trudnych rzeczach tak prosto i lekko, jakby Devoux była osobą, którą zna praktycznie od urodzenia. - No właśnie, nie. A one istnieją.
- A więc kim jesteś?
- Jeśli powiem prawdę, nie uwierzysz. Jeśli skłamię, nie będzie inaczej. Ale dobrze, powiem prawdę. Jestem dość skomplikowanym stworzeniem.
- Coś jak wilkołak, tak? Tyle, że przemieniasz się w lisa. Dobrze mówię? - mówiła rozdygotana Faith.
- Nie do końca. Jestem, tak jakby, mieszańcem - oznajmiła Samantha, jednak jej rozmówczyni milczała. - Rozumiesz?
Dziewczyna zaśmiała się pod nosem. Skąd niby prawie zwykła śmiertelniczka mogła mieć pojęcie o jakichkolwiek podziałach w świecie istot nadprzyrodzonych? Zwłaszcza, że nie wyglądała na czytelniczkę gatunku fantasy lub czegoś w tym stylu. 
- Uch, okej. To takie jakby połączenie dwóch odrębnych stworzeń w jedno. No najprościej mówiąc. Zwierzęta się też tak krzyżują. Na moim przykładzie, jestem w połowie wampirem, w połowie lisołakiem. Rozumiesz?
- Uch.. Nie, ale.. kim był ten chłopak? - wymamrotała Faith, próbując poukładać w głowie dopiero co przyswojoną teorię. Było to dla niej trudne, jednak po wydarzeniach ostatnich dni, było jej łatwiej zaakceptować te wszystkie rzeczy.
- Evan Forester. Wampir. Jest dużo starszy ode mnie. Pewnie chciał pożywić się tylko twoją krwią czy coś. Postanowiłam cię uratować, bo wydajesz się być miłą i dobrą osobą. Polubiłam cię nawet.
- Ermm.. dzięki? - odparła szatynka. Rozejrzała się wokół. Nie była już skora do rozmowy, zwłaszcza po tym, kiedy dowiedziała się, że mogła zostać ofiarą krwiopijcy.
Faith postanowiła szybko się pożegnać, zwykłym machnięciem ręki, po czym udała się do domu. Początkowo szła, lecz już po kilku chwilach, jej wolne kroki przerodziły się w szybki bieg. Emocje wzięły nad nią górę, zaczęła płakać. Niby nie miała powodu, jednak.. Była przecież o krok od śmierci. To mogło dotknąć każdego z jej szkoły, rodziny.. No właśnie, pomyślała Faith. Mama. Przecież ona już od ponad godziny znajdowała się sama w domu. Z pewnością niczego się nie spodziewałą. Dziewczyna musiała coś zrobić, jakoś ją ostrzec. Nie mogła przecież dopuścić, aby stało jej się coś stało. Zaczęła biec jeszcze szybciej, miejąc nadzieję, że jej ukochana rodzicielka wciąż żyje.

Od autorki: No więc jest. Sprawdzałam, a więc nie powinno być żadnych błędów. Rozdział średni, zdecydowanie mógł wypaść lepiej. Coś mi brakuje pomysłów na to opowiadanie. A wy macie jakieś? Co chcielibyście przeczytać? x

8 komentarzy:

  1. woooooow...tak blisko ;((uff na szczęście dobrze się to skończyło;)Jezzu mam nadzieję, że z mamą Faith będzie wszystko okk;)O kurcze SAM *-*ROZDZIAŁ GENIALNY!!
    czekam na kolejny i życzę weny;)
    @Best_faan_ever

    OdpowiedzUsuń
  2. Przeczytałam już wczoraj na wattpadzie, ale dziś skomentuje tutaj, bo wcześniej mi się nie chciało ;)
    Dobra dobra, koniec o moim lenistwie a zaczynamy o twoim talencie! A talentu masz ogrom, czego osobiście ci bardzo zazdroszczę ;)
    Cały ten rozdział czytałam, wstrzymując powietrze i mało co się nie udusilam! A to wszystko przez te emocje xD
    Biedna Faith, gdyby Sam się spóźniła, byłoby po niej... Zayn jako wampir? Interesujące, nie napiszę że nie ;) ale ja i tak sądzę, że FAITH nie jest tylko zwyczajnym człowiekiem- choć mogę się oczywiście mylić :d
    Z niecierpliwością wyczekuję dalszych losów tej historii, weny życzę i pozdrawiam ;)
    Mała Wariatka

    OdpowiedzUsuń
  3. Jeju...cudo...;)
    Naprawde masz talent dziewczyno...;-)

    OdpowiedzUsuń
  4. Dobrze, że Sam była w pobliżu. Jestem ciekawa kiedy moce Faith się w końcu ujawnią i czy z wampirem połączy ją coś więcej niz tylko strach.
    Pozdrawiam, Lady Spark

    OdpowiedzUsuń
  5. Ja miałam wrażenie przez cały czas, że Fay przyjmuje te wszystkie wiadomości z taką.. no nie wiem, lekkością? Zero przerażenia, krzyków, próby ucieczek, nic. Rozumiem, że pewnie była w szoku i nawet ciężko było jej się ruszyć lub cokolwiek powiedzieć, ale człowiek w sytuacji zagrożenie jednak coś robi. Podziwiam jej spokój, bo mnie zapewne by nosiło. Może nie tyle z powodu tego spotkania z Zaynem, ale później. Przecież Faith dowiaduje się, że jej koleżanka z klasy jest lisem, a właściwie to pół wampirem a pół wilkołakiem. Chyba bym zemdlała w tamtym momencie z ogromu wrażeń. Co prawda, Fay dopiero później pozwala, by zawładnęły nią emocje, zaczyna płakać. Nie wiem, czy to dobry pomysł, żeby o wszystkim powiedzieć mamie. Kto jej uwierzy? No ale może jednak się z tego wycofa. Czekam na rozdział kolejny, dużo weny! Pozdrawiam xx

    OdpowiedzUsuń
  6. Widac, ze masz talent :) ! Tylko nie przestawaj pisac ;o
    No ale od poczatku ;d
    F musialo niezle zmrozic xd W jednej chwili dowiedziala sie rzeczy o ktorych istnieniu nawet nie podejrzewala. Mam nadzieje, ze jej mama nie ucierpi.. Tak wiec lece do 6 :)
    Pozdrawiam! *µ*

    OdpowiedzUsuń
  7. Ale miałam ciarki na plecach ! Świetne, powtórzę, świetne! :) Lecę skomentować następny, który przeczytałam!

    http://artystyczny-zawrot-szczescia.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń

Obserwatorzy